Zastanawiam się czasem jakby to było wierzyć w siebie, nie mieć co do siebie żadnych wątpliwości. Abstrakcja.Znani aktorzy, świetni sportowcy, biznesmeni – wszyscy oni wydają się mieć jakieś lepsze geny, nadzwyczajne talenty, szczęście, pewność siebie i kto wie co jeszcze. Ale to wszystko złudzenie, na szczęście.
Każdy z nas miewa wątpliwości – z różną częstotliwością, na różnych etapach życia, każdy z innym nasileniem. Dobra wiadomość jest taka, że da się z nimi zaprzyjaźnić.
Jak? Wystarczą 3 proste kroki (ta, a świstak siedzi…).
Pusta kartka
Kawiarnia, późne popołudnie. Siedzę nad pustą kartką; od godziny.
Przez głowę przemyka setki myśli, ale żadna z nich nie wydaje się być na tyle dobra, aby przelać ją na papier.
Beznadziejny jestem. Nie, serio – na prawdę do niczego. Co w ogóle każe mi myśleć, że umiem pisać? Fakt, zdarzyła się jakaś +4-ka za wypracowanie w liceum, ale kiedy to było, i jakie to ma dziś znaczenie? (ściąga podeszła?).
Dlaczego ktoś tak przeciętny miałby przekazywać wiedzę innym, tym, jakże niewdzięcznym kanałem, jakim jest słowo pisane. Kogo ja chcę oszukać?
Chwila zastanowienia – uwierzyć i zamknąć notes, czy nadal głupio się w niego wpatrywać w oczekiwaniu na przebłysk geniuszu? Ale niby skąd miałby przyjść?
Moment…coś jest – pomysł? złota myśl? błyskotliwa sentencja? Na to akurat szanse niewielkie, ale piszę dalej; jak nie dziś to jutro, może kiedyś, w końcu na pewno.
Gorsza wersja
Wydaje nam się, że jesteśmy gorsi. Takie przekonanie nas paraliżuje, i to znacznie częściej niż powinno. Gorsi niż w rzeczywistości, gorsi od innych, niewystarczająco dobrzy. Ale to normalne. Ktoś kiedyś powiedział, że „tylko głupcy nie mają wątpliwości”.
Wielu z nas wydaje się, że ludzie, którzy osiągnęli sukces są od nas lepsi; tak po prostu – od urodzenia, genetycznie. W rzeczywistości nie wiele tu prawdy (nie licząc ponadprzeciętnych geniuszy). Ci ludzie, chociaż mogą być w pewnych aspektach bardziej utalentowani od nas (my prawdopodobnie jesteśmy w innych), wprowadzili do swojego życia przekonania, nawyki, sposoby, które złożyły się w pewną całość i pozwoliły im odnieść sukces.
Nic nie dzieję się samo z siebie.
To co odróżnia tych, którzy osiągnęli wiele, od tych, którzy wciąż tylko o tym marzą jest działanie. Ci pierwsi zdecydowali się wyruszyć w drogę, na której nie da się ustrzec błędów, gdzie będą porażki i upadki. Ci drudzy wybrali bezpieczeństwo.
Co ciekawe, i w brew temu co wielu z nas myśli, nie brakuje ludzi sukcesu, którzy cały czas mają wątpliwości pod własnym adresem. Niektórzy przyznają nawet, że czują się czasem jak oszuści – to w bardziej ekstremalnym wydaniu, ale w wersji lajtowej, takiej codziennej, nazywam to właśnie genem przeciętności. Bardzo powszechna przypadłość.
Nigdy nie ceniłem zbytnio „pozytywnych bohaterów” w literaturze. Oni prawie zawsze są zużyci, są kopiami kopii, aż w końcu ten model się przejada. Wolę rozterki, wątpliwości, niepewność, nie tylko dlatego, że dostarczają bardziej „produktywnego” surowego materiału literackiego, ale dlatego, że my ludzie właśnie tacy na prawdę jesteśmy.
– Jose Saramago
Rola do odegrania
Wracając do pisania. Nigdy nie pomyślałbym, że będę się tym zajmował – przecież nie jestem wystarczająco dobry. Dziś przelewam to co myślę na papier. Hemingway’em nigdy nie będę, ale czy to miałoby mnie powstrzymać? Uczę się, eksperymentuję, popełniam błędy; nie wrzucam skreślonych słów do szuflady (chociaż…to byłoby bezpieczne).
—
Otwieram czytnik RSS – 10 nowych postów na blogu Setha. Zaglądam do Krzyśka – świetny styl pisania: krótkie, mocne zdania, gdzie każde słowo ma znaczenie. Czytam Roberta – głębia, doświadczenie, konkretny przekaz.
Nie jestem tak produktywny i pomysłowy jak Seth; nie potrafię pisać tak swobodnie jak Krzysiek; nie mam doświadczenia Roberta. Ale czy to wszystko znaczy , że nie mam też swojej roli do odegrania? Czy to znaczy, że Ty nie masz swojej?
—
Przypominam sobie jak wiele razy chciałem zrezygnować. Gdy nikt nie komentował, gdy nikt nie był zainteresowany, gdy wydawało się, że to co robię nie jest wystarczająco dobre. I jest tak zawsze, gdy zajmuję się jakąkolwiek pracą twórczą.
Teraz też zdarza mi się tak myśleć. Ale tu dotykamy kwestii profesjonalizmu. Profesjonalizmu, który wyraża się siłą woli, wytrwałością i silnym przekonaniem o słuszności podejmowanych działań. To tu nie ma mowy o rezygnacji; jest za to coś innego – mocne postanowienie stawania się lepszym.
Zaprzyjaźnić się z wątpliwościami
Nie mam recepty; w ogóle mało mam recept, dlatego staram się nie udzielać rad. Mam wrażenie, że zazwyczaj je przeceniamy, bo nawet jeśli coś działa dla jednej osoby, to nie znaczy, że zadziała dla reszty.
Ale w tym wypadku widzę 3 rzeczy, które mogą być pomocne w „oswajaniu” wewnętrznego krytyka:
- Rozpoznaj
Przyznaj się, że masz wątpliwości. Wypieranie tego faktu zrobi więcej złego niż dobrego. To pierwszy krok: rozpoznanie, przyjęcie do wiadomości.
- Zaakceptuj
Ważny etap; tu się dzieją „cuda”, nie tylko w tej materii.
Zaakceptowanie faktu, że wątpliwości są i w pewnym stopniu zawsze będą częścią Twojego życia, nie usuwa ich co prawda całkowicie, ale w pewnym sensie je „rozbraja”.
- Działaj mimo wszystko
Nie ma innego wyjścia: trzeba działać mimo wszystko. Trzeba wierzyć, że to co się robi ma sens, nawet gdy w danym momencie wydaje nam się do niczego, a ten wkurzający głos w głowie podpowiada, że jesteśmy beznadziejni. Siła woli to nasza największa broń.
Gdy słyszysz w sobie głos mówiący „nie umiesz malować”, maluj mimo wszystko, a głos ucichnie.
– Vincent Van Gogh
Gen przeciętności
Czy istnieje taki w rzeczywistości? Nie wiem, nie jestem genetykiem; psychologiem też nie, bo wiedziałbym czy się go nabywa – może w dzieciństwie, może w szkole, w rodzinie?
Wiem tylko, że wielu z nas go w sobie nosi. To niezwykle wiarygodne dla nas samych przekonanie o tym, że jesteśmy niewystarczająco dobrzy; i nawet potwierdzone dowodami, bo jak się chce coś sobie wmówić, to wszystko można zinterpretować tak, żeby było potwierdzeniem naszej teorii.
To inni mają talent, to inni są bardziej inteligentni, to inni mają szczęście – nie my. My jesteśmy raczej przeciętni. Staramy się, ale jakoś tak bez większej wiary, że może coś z tego być; tak na pół gwizdka.
Najczęściej to my sami jesteśmy swoimi najsurowszymi krytykami. Czy aby na pewno jesteśmy obiektywni? Lepiej się upewnić.
Nie rezygnuj. Bądź profesjonalistą. Mierz wysoko i działaj nawet gdy to co robisz wydaje Ci się niewystarczająco dobre. To normalne; to tylko znak, że dużo od siebie wymagasz. Nie chcesz być dla siebie zbyt surowy, ale chcesz być wymagający.
Najgorsze co możesz zrobić to poddać się na samym początku drogi.
—
Czy kiedykolwiek czułeś/aś się niewystarczająco dobry/a? Czy z tego samego powodu z czegoś zrezygnowałeś/aś ?
Dodaj komentarz