Jakoś nie potrafię docenić walorów smakowych herbaty z cukrem; i to jest całkiem delikatnie powiedziane.Ale…co ta herbata ma do cholery wspólnego z życiem? Ano pewnie niewiele, ale cóż – pewne konstrukcje myślowe układają się w sposób dziwnie niezrozumiały – również dla autora – tak żeby na końcu stworzyć w miarę sensowną całość, którą da się przeczytać, tudzież „przeskanować„, ba… czasem nawet, bez większej walki ze sobą, można to coś „zalajkować”, czy wręcz „twittnąć”. I tu pozostaje mi wyrazić serdeczne wyrazy wdzięczności – zupełnie szczerze i oczywiście bezinteresownie – dla Tych, którym się to zdarza.
Wracając do herbaty…
Z pamiętnika emigranta
Gdzieś pod Londynem, godzina 10:00, poranny „tea-break”. Zaparzam coś, co nazywają tu herbatą: plastikowy kubeczek, w środku herbaciana torebka i sproszkowane mleko. Wysypuję je do śmieci – to zawsze pierwszy krok – i słyszę:
– Matejus, nie lubisz takiego mleka? – pyta przemiła dziewczyna, z azjatyckim akcentem i rozbrajającą szczerością. – Dam Ci trochę mojego, mam świeże.
– Dziękuję Ci bardzo, ale wolę bez – odpowiadam najuprzejmiej jak potrafię (To w końcu Wyspy – możesz mieć kogoś daleko gdzieś, ale miłym trzeba być, nie ma wyjścia).
– Pijesz herbatę bez mleka? – pyta nawet nie próbując ukryć zdziwienia.
– Tak – odpowiadam biorąc pierwszego łyka.
– Ale czekaj…ty jej nie posłodziłeś!
– No tak, lubię taką – bez niczego.
Tak nawiasem mówiąc, to może gdyby Anglicy nie zajęli im kiedyś kraju (nie tylko im zresztą), to by dzisiaj brzydziła się tym mlekiem w herbacie tak samo jak ja. Chociaż z drugiej strony, to może lepiej mieć takie pozostałości po byłych kolonizatorach, niż mieć nasze po byłych zaborcach?
Biały, brązowy, czy słodzik?
Do rzeczy, bo wcale nie miało być o historii czy bawarce; ktoś może lubi i nic mi do tego. Ktoś inny lubi słodzić – też nie moja sprawa; kwestia upodobania.
Poteoretyzujmy trochę…
Wyobraź sobie, że jesteś w nieswojej kuchni. Zaparzasz herbatę. W końcu przychodzi moment, w którym chcesz ją posłodzić (jeśli tego nie robisz, to poudawaj chwilę ze mną, że jest inaczej). Jest tylko jeden problem: nie wiesz gdzie jest cukier, więc zaczynasz szukać. Przeglądasz blaty, szafki, biegasz po kuchni. Jest coś białego… za drobne – sól. A tam? Też pudło – mąka.
Na szczęście sklep jest całkiem blisko. Ubierasz się i wychodzisz z domu…
W sklepie spory wybór: biały, brązowy, trzcinowy, słodzik…jest jeszcze miód.
Bierzesz biały i wracasz do domu. Wsypujesz jedną łyżeczkę, później drugą i…wszystko idealnie, no może poza małym szczegółem – herbata co prawda pyszna, ale…zimna. Trzeba zaparzyć nową. Chwilę…niech to szlag – to była ostatnia torebka.
W poszukiwaniu esencji
A gdybyśmy tak – teoretycznie zupełnie – gdybyśmy nie potrzebowali tego cukru? Gdyby ten niesamowity napój sam w sobie był źródłem wystarczającej przyjemności i satysfakcji?
Życie jest jak ta herbata.
Problem w tym, że my nawet nie chcemy go skosztować, tak po prostu, bez niczego. Herbata stygnie, a my biegamy za cukrem – aby więcej, aby lepiej, aby przyjemniej.
Jesteśmy zbyt zajęci szukaniem czegoś co w końcu „posłodzi” tę przecież płaską, nieatrakcyjną i bezsmakową egzystencję. Bo sama w sobie nie może być atrakcyjna; w końcu wszyscy mamy jej prawie po równo – wartość rynkowa niewielka.
Większość ludzi nawet o tym nie wiedząc, pogrążona jest we śnie. Rodzą się śniąc, żyją we śnie, we śnie zawierają małżeństwa, wychowują dzieci we śnie i we śnie umierają, ani razu się nie budząc. Ani przez chwilę nie uświadamiają sobie uroku piękna, tego co nazywamy ludzką egzystencją.
– Anthony de Mello.
Dostajemy esencję: mocną, aromatyczną, niekiedy cierpką – to fakt. Ale zamiast się nią cieszyć, my szukamy sposobów, aby uczynić ją jeszcze lepszą. Czegoś dodajemy, czegoś odejmujemy, słodzimy, mieszamy, znów dodajemy i…rozmywamy ją. Może jest mniej cierpka, może wydaje się chwilami lepsza, ale prędzej czy później… zacznie nas mdlić.
Więcej pieniędzy, idealny partner, kolejny gadżet, więcej rozrywki, więcej wiedzy, mocniejsze bodźce, szybsze rezultaty, podziw, akceptacja; można by tak wymieniać i wymieniać. To wszystko staje się treścią, gdy powinno być tylko dodatkiem.
Czy staram się powiedzieć, że jest coś złego w poszukiwaniu lepszego życia? Nic z tych rzeczy. Wolałbym jednak nauczyć się najpierw doceniać esencję – jej smak, zapach, głębię i prostotę zarazem. Dopiero wtedy mogę dodać cukru – gdy go nie potrzebuję.
I od tego trzeba by zacząć. Żeby się nie okazało, że herbata już wystygła, a my nawet jej nie skosztowaliśmy, bo… szukaliśmy czegoś co uczyniłoby ją lepszą, podczas gdy ona sama w sobie była wystarczająco dobra.
Zupełnie jak z budową domu – co stawia się najpierw? No właśnie.
A na koniec oddaję głos mądrzejszym od siebie (Credits: Olga za info, i Przebudzator za materiał ).
httpv://www.youtube.com/watch?v=ONJqF8bECc4&hd=1
PS. Uwielbiam herbatę z miodem (no co? Nikt nie jest idealny).
Dodaj komentarz